niedziela, 7 listopada 2010

Pyzy drożdżowe Cioci Marylki


Byłam straszliwym niejadkiem. Może dlatego, że ciągle próbowano mnie nakarmić. Ale były trzy potrawy, które jadłam bez szemrania. Jedną z nich były pyzy cioci Marylki. Były dla mnie wielką atrakcją i potrafiłam wcisnąć ich 5 do żołądka, który jeszcze wtedy nie był taki rozciągnięty jak dziś... Przez lata przygotowanie tych pyz stanowiło dla mnie tajemnicę. Pewnie dlatego, że nie radziłam sobie z ciastem drożdżowym. A do tego wydawało mi się, że potrzeba na nie mnóstwo czasu. Dopiero potem zrozumiałam, że czasem szybciej można zarobić pyzy, niż obrać ziemniaki.


"Pyzy drożdżowe Cioci Marylki"

-1 kg mąki
- 1/2 l mleka, ciepłego
- opakowanie drżdży /10dag/
- 3 jaja
- łyżka cukru
- łyżeczka soli

A teraz zacytuje ciocię Marylkę:
- Co ty opowiadasz, Ewuniu. To takie proste. Zobacz, wsypuję mąkę do miski, po wierzchu sypię drożdże, a na nie trochę cukru. Wlewamy ciepłe mleko i wbijamy całe jaja. Masz firlejkę? /kopystka :)/ Musimy wymieszać produkty i tak energicznie podbić ciasto firlejką, żeby weszło dużo powietrza. Wiesz, pyzy będą puszyste. Postawiłaś w garnku wodę? Musi cały czas wrzeć. A teraz zobacz: kończę wyrabiać ciasto ręką, niech sobie teraz podrośnie, to naprawdę zajmuje chwilkę. Masz taką przykrywkę na patelnię, żeby tłuszcz nie pryskał? Tak? To świetnie. Gdybyś nie miała, musiałybyśmy tak jak kiedyś obwiązać garnek gazą albo ścierką. O, patrz, ciasto urosło. Urywaj małe kawałki i turlaj w ręku małe kuleczki. Zanim skończymy je robić, pierwsze wyrosną na tyle, że będą gotowe do parowania. O, widzisz? Możemy je kłaść na parze. Zmieściło się akurat pięć. Teraz musimy je przykryć drugim pasującym garnkiem albo jakąś miską. Te pierwsze musimy parować 8 min. Kolejnym starczy już mniej czasu, sama zobaczysz.

I rzeczywiście, uwinęłyśmy się szybciutko z całą robotą. Mnie się wydawało, że ciasto rośnie Cioci w rękach. Potem już wielokrotnie robiłam pyzy samodzielnie, bo żadne z moich dzieci nie potrafi się oprzeć ich urokowi. Cudownie smakują jako dodatek do mięs pieczonych z sosem. najlepiej do zwykłej pieczeni wołowej, z której wycieka taki brunatny sosik :) A do tego duszona czerwona kapustka... Taki niedzielny obiad wielkopolski:)))

3 komentarze:

  1. też zajadałam się pyzami jako mały niejadek :) z sosem grzybowym były moimi ulubionymi

    OdpowiedzUsuń
  2. To było nas dwie ;). Na sos grzybowy nie wpadłam, muszę spróbować...

    OdpowiedzUsuń
  3. ja też byłam okropnym niejadkiem. ale pyzy uwielbiałam;)

    OdpowiedzUsuń