wtorek, 30 listopada 2010
Podobno damska: Nalewka gruszkowo-pomarańczowa
Wszystko próbujemy dzielić na damskie i męskie. Także nalewki. Czy słusznie? Nie wiem. Mój mąż lubi kminkówkę, a krzywi się na owocowe. Ja wręcz przeciwnie. Dlatego kiedy znalazłam przepis na "damską" nalewkę gruszkowo-pomarańczową, zaraz się wzięłam do roboty. Co z niej wyjdzie, jeszcze nie wiadomo;). Ale zapowiada się interesująco....
"Nalewka gruszkowo-pomarańczowa"
- o.5 kg soczystych gruszek
- 0,5 kg dokładnie obranych z białej skórki pomarańczy
- 0.5 kg cukru
- 0,5 l wódki 45%
Gruszki obrać, pokroić w plasterki, wrzucić do słoja przesypując cukrem. Szczelnie zakryć, postawić w słonecznym miejscu, ciepłym, codziennie potrząsając naczyniem. Po upływie tygodnia dodać plasterki pomarańczy. Zalać alkoholem, szczelnie zamknąć. Postawić w chłodnym i ciemnym miejscu na miesiąc, potrząsając słojem od czasu do czasu.
Przefiltrować do butelek przez bibułkę filtracyjną. / mnie świetnie służy stara chusteczka do nosa. Uprana! ;)/
No, a teraz jeszcze tylko pół roku i na Wielkanoc nalewka jak znalazł :)))
poniedziałek, 29 listopada 2010
Choucroute czyli bigos po alzacku;)
Pojechaliśmy samochodem do Francji. Cudowne wakacje. Zatrzymywaliśmy się w niewielkich miasteczkach, próbując miejscowych specjałów. Właśnie byliśmy w Alzacji. Mój mąż bardzo pilnował południowych posiłków, bo wiadomo. Francuzi jedzą właśnie w południe, a potem to do wieczora można tylko pomarzyć o jakimś fajniejszym posiłku. Znaleźliśmy przyjemną restaurację. Przestudiowałam kartę uważnie, zaś mój małżonek zlekceważył ten wysiłek Poczekał na kelnerkę i zamówił specjał tamtego regionu. No, coś charakterystycznego dla tamtejszej kuchni. Kelnerka skinęła głową i po jakimś czasie postawiła przed nim... talerz z bigosem! Przynajmniej tak mi się wtedy zdawało. Uśmiałam się do łez. Potem się dowiedziałam, że była to alzacka specjalność: choucroute!
"Choucroute z rybą"
- 1 kg kiszonej kapusty
- plastry zimnego boczku
- białe wino
- pieprz, jałowiec, sól
- liść laurowy
- cebula
- ziemniak
- łosoś
- sandacz/inna tłusta ryba/
Pokrojoną w paski cebulę podsmażamy na oliwie z masłem. Dodajemy skórkę boczku. Wrzucamy kapustę i wlewamy wino tak, żeby kapusta się kisiła, a nie gotowała. Dodać liść laurowy, zmielony kminek, jałowiec, zmielony pieprz. Przykryć pokrywką na ok. 50 min, żeby kapusta zmiękła.
Łososia nakłuć i nadziać kawałkami liścia laurowego, owinąć plastrami boczku, obsmażyć na patelni.
Na 10 min.przed końcem duszenia wetrzeć do garnka surowego ziemniaka, a na wierzchu położyć obsmażonego łososia i plasterki surowego, posolonego sandacza. Podawać w głębokim talerzu.
Zamiast ryb możemy użyć podsmażonego bażanta/ew. inne ptaszysko/ i plastry wędliny. Będzie wersja mięsna.
Niby proste sphagetti
Nie ma nic prostszego niż makaron z sosem bolognese, prawda? A figa! Niełatwo zrobić sos tak, żeby miał ten specyficzny smak, który sprawia, że jedlibyśmy go jeszcze, jeszcze i jeszcze...;) Ja przynajmniej tak mam: dam się pokroić za porządną porcję. Niestety! ;)
Na lekcji gotowania u Pascala, który wtedy jeszcze itd.... dostałam przepis, który ma w sobie "to coś".
"Sphagetti z sosem bolognese"
- ok. 75 dag mięsa mielonego
- 3 cebule posiekane
- 2 łodygi selera naciowego
- 1/2 pora
- 2,3 ząbki czosnku
- 1 starta marchew
- 800g pomidorów pelatti
- 4 świeże pomidory /opcjonalnie/
- tymianek
- rozmaryn
-bazylia
- koncentrat pomidorowy
- sól, pieprz
Mięso dobrze podsmażamy na oliwie. Dodajemy cebulę z czosnkiem, seler w plasterkach, por w plastereczkach, marchewkę. Podduszamy. Wrzucamy pomidory z puszki i te świeże, bez skórki i pokrojone w kostkę. Solimy, pieprzymy. Siekamy zioła i dodajemy razem z koncentratem pomidorowym. Na wydaniu posypujemy parmezanem.
Trochę jest zachodu z przygotowaniem tego sosu, ale przynajmniej nie jest to skomplikowane. A jak nam trochę zostanie, to do słoiczka i do zamrażarki. Przyda się na kolejne śnieżne popołudnie:)).
niedziela, 28 listopada 2010
Sernik lekki bardzo
Ha, mam wrażenie, że przez ostatnie lata nie szuka się przepisów na smaczne ciasta, tylko na takie, po których nie przytyjemy. A przepis, który pozwoli się pysznie najeść i nie pozwoli przytyć, jest na wagę złota. Myślę, że mój sernik spełnia te wymagania, bo króluje na stołach moich wszystkich przyjaciółek. Prawie bez tłuszczu, troszkę kaszy manny... :)))
"Sernik lekki bardzo"
- 1kg zmielonego trzykrotnie sera
- 5 jaj
- 5 czubatych łyżek kaszy manny
- 1 łyżka miękkiego masła
- niepełna szklanka cukru
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- ew. zapach waniliowy
- ew. przepłukane rodzynki
Oddzielić żółtka od białek. Żółtka utrzeć z cukrem na białą masę, dodawać po łyżce ser, potem kaszę mannę i masło. Wsypać proszek do pieczenia. Osobno ubić białka na sztywno, połączyć z masą.
Przelać do wysmarowanej i wysypanej formy. Wstawić do piekarnika nagrzanego na 180 st C na ok. 45 min. Po upieczeniu nie wyjmować od razu, zostawić przy uchylonych drzwiczkach, to nie opadnie:)).
I gotowe! Pyszny na ciepło i smaczny na zimno.
sobota, 27 listopada 2010
Ciasteczka szwajcarskie Kurta
Kocham proste przepisy. To, że nie są skomplikowane nie obniża ich wartości smakowych. A dla kogo szykuje się łatwe przepisy? Dla dzieci! Dlatego pobiegłam ochoczo na kurs pieczenia ciastek przygotowany dla dzieci przez Kurta Schellera. Od tego czasu mój najmłodszy z przyjemnością pomaga mi przygotowywać ciasteczka szwajcarskie, zwane niekiedy "szachownicą".
"Ciasteczka szwajcarskie zwane szachownicą"
Biała część:
- 175 g miękkiego masła
- 80 g cukru
- 1/2 op. cukru waniliowego
- 1 łyżka mleka
- 250 g mąki
- szczypta soli
Dobrze ukręcić masło, dodać resztę składników. Powstałą masę utoczyć w rulon, zawinąć w folię i do lodówki, co najmniej na godzinę.
Czarna część:
- 175g masła
- 3 łyżki kawy rozpuszczalnej /ja daję dwie/
- 1 łyżka kakao
- 1 łyżka mleka
- 80 g cukru
-1/2 op. cukru waniliowego
- 250g mąki
- szczypta soli
Postąpić jak przy białej części i do lodówki.
Wyjąć obie części, przekroić wzdłuż na pół, albo na ćwiartki. Połączyć między sobą białkiem. Odkrajać z powstałych wałków plasterki, układać na blasze wyłożonej papierem i wstawiać do piekarnika na 180st C. Czas zależy od grubości plastrów. U mnie trwa to 10-12 min.
Ciasteczka rozpływają się w ustach przy popołudniowej herbacie :)
piątek, 26 listopada 2010
Aromatyczna nalewka na chłodne wieczory
Czas. Czas to dziwne słowo obejmujące przestrzeń i nicość. Nie istnieje, przecieka między palcami, ale jest potrzebny. Także do produkcji nalewek. Cenię je sobie za to, że domowa nalewka to nie jest coś, za co wystarczy zapłacić. A dziś nauczyliśmy się przede wszystkim kupować. Nalewka zrobiona w domu potrzebuje przede wszystkim inwestycji czasu, za to rezultat nie da się z niczym porównać. Np. nalewkę aromatyczną możemy wyprodukować o każdej porze roku. A przyda się zawsze na chłodniejsze wieczory.
"Nalewka aromatyczna"
- 0,5 l spirytusu
- 0,25 l brandy lub koniaku
- 1 szklanka cukru, najlepiej brązowego
- 2 szklanki wody czystej bardzo
- 5 goździków
- 5 ziaren kardamonu
- 1 laska wanilii przekrojonej wzdłuż na pół
- kawałek kory cynamonowej
W dwóch szklankach wody zagotować cukier, goździki, cynamon, kardamon i wanilię. Przestudzić. Przelać do dużego naczynia szklanego i połączyć z alkoholami. Zamknąć szczelnie, a po miesiącu przecedzić i odstawić w bezpieczne miejsce na pół roku. Potem już można próbować ;)))
czwartek, 25 listopada 2010
Ratatouille nie tylko dla szczurków ;)
I mam za oknem to, o czym starałam się nie pamiętać przez kilka miesięcy. Białą pierzynkę, która się pewnie zmieni w brudne błotko. Szczęśliwie warzywne stragany nadal przyciągają bogactwem jesiennych warzyw, w których zamknięte są letnie obietnice i zdrowe witaminki. Z tych, które wyrosły w ciut cieplejszym niż nasz klimacie, można przyrządzić pyszniutkie ratatouille.
"Ratatouille pełen witaminek"
- bakłażan
- cukinia
- czerwona papryka
- cebula
- ząbek czosnku
- zioła prowansalskie
-sól, pieprz
- ew. 1/2 filiżanki białego wina
Wszystkie warzywa kroimy w kostkę. Smażymy na oleju dodając w odpowiedzniej kolejności: bakłażan, cebula, cukienia, papryka, pomidor, czosnek, zioła. Chodzi o to, żeby warzywa utrzymały odpowiedni poziom twardości. Podlać białym winem, dosmaczyć solą i pieprzem. Odcedzić lub nie. Pytanie, czy ma to być elegancki dodatek do mięsa czy może warzywa z pysznym sosem do ryżu. Wybór zależy od okazji i humoru.;)
Mój środkowy syn jest fanem tego dania, chociaż składa się ono z warzyw. To chyba świadczy o tym, że musi być smaczne :)))
środa, 24 listopada 2010
Szybkie polędwiczki w ziołach
Czasami nie ma tego oddechu, który chcielibyśmy poświęcić na dostojne warzenie posiłków. Zakupy niezrobione, rachunki niepopłacone, a goście w drodze... A chciałoby się, żeby zjedli smacznie, pogwarzyli nad ciepłym talerzem i wyszli zadowoleni. Sprawdzonym przepisem na szybkie i udane danie są polędwiczki w ziołach.
"Polędwiczki w ziołach"
- polędwiczki cielęce lub jagnięce /wiperzowe też wyjdą, choć nie tak delikatnie/ - wg potrzeby
- zioła, które lubimy, np. prowansalskie
- olej
- ząbek czosnku
Polędwiczki myjemy, obtaczamy w wybranych ziołach, odstawiamy. Naczynie do zapiekania smarujemy przekrojonym ząbkiem czosnku, smarujemy oliwą. Układamy polędwiczki. Pieczemy 20-25 min w piekarniku nagrzanym na 170 -180 st.C. Najlepiej przykryte z góry folią aluminiową, żeby nie wyschły, a były soczyste.
A jak nie zjemy ich od razu, to na zimno służą znakomicie jako wędlina do pieczywa:)
wtorek, 23 listopada 2010
Rybka w zieleni pływająca
I znowu zainspirowałam się kuchnią Renaty. W końcu znamy się od wczesnej młodości i niejedno razem zjadłyśmy. A szczupak pływający w zieleni zawsze zyskiwał wysoką aprobatę:)
"Szczupak w szpinaku"
4 filety z sandacza bez skóry
30 dkg liści szpinaku
sól
pieprz
garść orzechów nerkowca
garść rodzynek sułtańskich
2 łyżki oliwy
12 dkg sera gorgonzola(może być inny ser z niebieską pleśnią np.roquefort)
200 ml śmietanki 18%
1 łyżeczka gałki muszkatołowej
Filety umyć,osuszyć i natrzeć solą i pieprzem. Szpinak
blanszujemy, odcedzamy i studzimy.
Rodzynki razem z orzechami wkładamy do gorącej wody na 15 min.(staną się
bardziej słodkie i miękkie).Sandacza smażymy po 5 min z każdej
strony. Przekładamy rybę na talerz i na tej samej patelni topimy ser. Gdy
się rozpuści, wlewamy śmietanę. Wsypujemy gałkę,wrzucamy szpinak, rodzynki
i orzechy.Zmniejszamy ogień i podgrzewamy, cały czas mieszając, do chwili
aż sos stanie się gęsty i kremowy. Na koniec z powrotem wkładamy rybę.
Ja zrobiłam odwrotnie, tzn.szpinak wyłożyłam na rybę.
poniedziałek, 22 listopada 2010
Mięso pieczone w mojej marynacie
Pisanie kulinarnego bloga wciąga, to oczywiste. Zaczynam dyskutować ze znajomymi, co lubią na swoich talerzach najbardziej ;). Kiedy wczoraj narzekałam, że ciągle muszę mieć specjalne przepisy, Renata powiedziała, że nie rozumie, dlaczego. Np. wielu jej znajomych tęskni do dawnych, sprawdzonych sposobów gotowania. A nie wie, jak upiec zwykłe mięso. Ucieszyłam się bardzo, bo parę lat temu wymyśliłam sobie marynatę, po której każdy kawałek wieprzowiny nabiera pysznego smaku.
"Mięso pieczone w mojej marynacie"
- ładny kawałek wieprzowiny /szynka, najlepiej karkówka/
- olej 0,5 szklanki
-sos sojowy 2-3 łyżki
- ketchup pikantny /na oko ;)/
- 4 łyżki miodu
- 0,5-1 szklanka białego wina /ew. można zrezygnować/
- majeranek lun inne ulubione ziele
- pieprz świeżo zmielony
Wszystkie składniki marynaty wymieszać razem. Mięso zanurzyć w niej dokładnie z każdej strony i wstawić do lodówki najlepiej na noc. Jeśli marynata jest z alkoholem można zostawić na dłużej.
Mięso wyjąć z marynaty, obsmażyć w brytfance na oleju z każdej strony i wstawić do piekarnika. Długość czasu pieczenia zależy od wielkości kawałka mięsa. Lepiej piec dłużej na niższej temperaturze, np. 170-180st niż na 200-220, bo wtedy mięso jest miękkie i soczyste. W trakcie pieczenia podlać pozostałą marynatą i ew. wodą, ale raczej będzie się piekło w znakomitym, wytworzonym przez siebie brunatnym sosoie.
niedziela, 21 listopada 2010
Sałatka z mojito na wspomnienie lepszych czasów
Mam szczęście do przyjaciół, którzy wiedzą co smaczne i potrafią gotować. Wczoraj byłam na spóźnionych imieninach u Renaty, która nie tylko świetnie gotuje, ale też pięknie podaje do stołu. Znowu przygotowała pychotki, po których i tak się skusiłam na deser, czyli sałatkę owocową z mojito.
"Sałatka owocowa z mochito"
-1 mały słodki ananas
-1 owoc mango
- porcja arbuza
Owoce, im lepszej jakości tym smaczniejsze, obieramy ze skórek i dzielimy na drobne cząstki. Mieszamy w misce i dajemy im odpocząć.
"Mojito"
-lód
- jasny rum
- listki mięty
- 1-2 łyżek świeżego soku z limonek
- soda/tzw. softdrink, np. tonic/
- 1-1/5 łyżek cukru
-plasterek limonki - tu można pominąć
Włożyć lód do shekera, dodać rum, miętę, sok limonkowy i cukier. Wymieszać, dolać sody.
Zalać owoce mojito i podawać. Smakują słodko - ochładzająco i są przepyszne!
sobota, 20 listopada 2010
Banalny biszkopt z banalną galaretką
Biszkopt z galaretką był ciastem mojego dzieciństwa. Pojawiał się przy wszystkich rodzinnych okazjach na stole, kusząc odmiennymi koloramy galaretek. Tak u jednej, jak i u drugiej Babci. Może jego prostota i lekkość złamana intrygującą konsystencją przykrycia sprawia, że też i moje dzieci nie odmawiają kawałkowi tego przysmaku. Zwłaszcza, jeśli pod galaretką chowają się zalane owoce.
"Biszkopt z galaretką"
Na małą okrągłą blachę:
- 5 jaj
- 3/4 szklanki mąki pszennej
- 2/3 mąki ziemniaczanej
- niepełna szklanka cukru
- łyżeczka proszku do pieczenia
- masło do wysmarowania formy
- zapach migdałowy
- opakowanie lub dwa galaretki
/Można użyć tylko mąki pszennej, ale przy zmieszaniu tych dwóch ciasto ma fajniejszą konsystencję./
Najwięcej pracy jest z przygotowaniem produktów, samo ubijanie to pestka:).
Mąki wsypujemy do miski i mieszamy razem z proszkiem do pieczenia.
Jaja rozbijamy. Białka wrzucamy do garnka, w którym będziemy je ubijać, żółtka np. do filiżanki. Formę smarujemy masłem i wysypujemy mąką bądź bułką.
Białka ubijamy na najwyższych obrotach. Jak zaczną gęstnieć dodajemy naprzemiennie żółtka i cukier. Na końcu kilka kropli zapachu. Kiedy masa jest gęsta i puszysta mieszamy ją łyżką, bardzo delikatnie z mąką. Wlewamy do formy i wstawiamy do nagrzanego na 180 st C piekarnika. U mnie było gotowe po 25 min, trzeba sprawdzić patyczkiem.
Galaretkę gotujemy wg przepisu i studzimy.
Kiedy ciasto wystygnie, można je nasączyć. Moja Ciocia Isia szykowała przeważnie kilka łyżek mocnej herbaty, wciskała kilka kropli soku cytrynowego, słodziła i rozlewała łyżeczką po powierzchni ciasta. Jak miała lepszy humor, to po prostu kropiła wszystko koniakiem lub brandy ;).
Kiedy galaretka zaczyna ęstnieć - a trzeba złapać ten moment - wylewamy ją na biszkopt i grzecznie czekamy, aż proces jej krzepnięcia się zakończy. No i gotowe!
piątek, 19 listopada 2010
Babka ziemiaczana na ocieplenie atmosfery
Jestem fanką placków ziemniaczanych. Od dzieciństwa mogłam je jeść przy każdej okazji. Ze śmietaną, jak uczyła mama urodzona na Kresach, albo z cukrem, jak miał zwyczaj mój Tato Wielkopolanin. Tylko trudno ciągle namawiać rodzinę do jedzenia placków, zwłaszcza jeśli jej entuzjazm jest nieco mniejszy od mojego. Szczęśliwie moja babcia spod Wilna znała kilka znamienitych zamienników, które smakują podobnie, a jednak nie są tym samym. Jednym z nich jest babka ziemniaczana.
"Babka ziemniaczana"
- 1 kg ziemniaków /dla 3-4 osób/
- 20 dag wędzonego boczku
- duża cebula
- 2-3 jajka
- łyżka mąki pszennej
- sól, pieprz
Ziemniaki obieramy i trzemy tak jak na placki. Boczek i cebulę kroimy w drobną kostkę, przesmażamy na patelni razem tak, żeby boczek smakowicie się wytopił. Mieszamy to z masą ziemniaczaną, wbijamy jaja, wsypujemy mąkę i jeszcze raz mieszamy. Solimy, pieprzymy do smaku. Soli wychodzi mniej więcej płaska łyżeczka, lepiej próbować :)
Wlewamy masę do naczynia do zapiekania dobrze wysmarowanego masłem i wstawiamy do piekarnika nagrzanego na 180-190 stopni C na ok. 45 min.
Można podawać ze śmietaną, białym twarożkiem, przesmażonymi pieczarkami - jak to lubi. Albo po prostu samą. Smakuje pysznie, a kiedy się piecze ciepły aromat zalewa dom i wszyscy pytają, co tam szykuję.
środa, 17 listopada 2010
Banany w mleczku kokosowym z sezamem
Coś moje smuteczki trzymają się dzielnie. Przejrzałam swój zeszyt z przepisami w poszukiwaniu silniejszego środka niż mus czekoladowy. No i znalazłam! Bardzo prosty przepis na bardzo smaczny deser. Który do tego daje naprawdę energetycznego kopa. Paskal nam kiedyś powiedział, że działa niezawodnie. Kiedyś po zjedzeniu tych bananów wysprzątałam mieszkanie i jeszcze mi było mało ;) Spróbujcie sami!
"Banany w mleczku kokosowym z sezamem"
- 4 filiżanki mleczka kokosowego, a najlepiej śmietanki kokosowej
- 1 filiżanka cukru
- 1/4 łyżeczki soli
- 3 banany
- ziarno sezamowe
Do garnuszka wlać śmietankę / mleczko/ kokosową. Dodać cukier. Banany pokroić na kawałki i wrzucić do rondelka. Po 2-3 min gotowania zdjąć z ognia, wyłożyć na talerzyki. Posypać prażonym ziarnym sezamowym.
Ja nie posypałam, bo dzieci nie lubią sezamu. Ale i tak było smaczne:) Teraz czekam na efekty...
Mus czekoladowy na jesienne smuteczki
No i skrzydełka opadają! Za oknem mży, koty przylepiają noski do szyby obserwując spadające krople. Zamiast energii czuję ogarniające zasmucenie... Chandra... A na nią najlepiej pomoże mus czekoladowy! Już rozpuszczona na gorącej parze czekolada z cynamonem sprawia, że świat staje się weselszy :)
"Mus czekoladowy"
- 200g gorzkiej czekolady najlepiej powyżej 70%
- 1/2 filiżanki mocnej kawy
- 5 żółtek + 150g cukru
- 200ml śmietanki kremowej
- 5 białek + 90g cukru
-szczypta soli
- cynamon do smaku
Czekoladę połamać na kawałki , włożyć do miseczki i rozpuścić nad garnkiem z gotującą się wodą. Dolać do niej kawę, wsypać cynamonu. Żółtka ubić z cukrem. Białka ubić z cukrem. Ubić śmietankę.
Żółtka wlewamy do czekolady, mieszamy łyżką. Dodać ubite białka i śmietanę. Dalej mieszamy delikatnie tylko łyżką, nie mikserem! Przelać do miseczek i wstawić do lodówki na 1-3 godzin.
Pychotka!
wtorek, 16 listopada 2010
Nalewka waniliowa na jesienne słoty
To była jedna z pierwszych nalewek, jakie zrobiłam wiosną. Przepis książkowy obiecywał, że będzie przepyszna i królowała wśród innych nalewek. Próbowałam ją co jakiś czas, krzywiąc się niemiłosiernie. To była sierota, a nie królowa! Ale w weekend przyszli goście... Wyjęłam butelkę z nalewką, bo tak ładnie się komponowała z innymi naczyniami. Spróbowaliśmy - i już temat do rozmowy był na cały wieczór. Bo to jest królowa nalewek!
"Likier waniliowy"
- 3 g wanilii
- cukier
- spirytus
- pól roku ;)))
Wanilię pokroić na centymetrowe kawałki, a najlepiej przeciąć jeszcze na pół. Zalać je w słoiku pól szklanki spirytusu i trzymać w ciepłym miejscu przez tydzień. Kilogram cukru rozpuścić w 3/4 l wody i postawić na małym ogniu. Kiedy zacznie się gotować, bardzo powoli i stale mieszając wlać 1 l spirytusu, żeby się sam klarował. Zdjąć z ognia, dodać spirytus, w którym się moczyła wanilia. Wymieszać. Po przestygnięciu przelać przez szmatkę bądź bibułę filtracyjną do butelek. Dobrze zamknąć i zostawić nietknięte przez pół roku.
Warto poczekac!
poniedziałek, 15 listopada 2010
Polędwica wieprzowa z ogórkiem - troszkę chińska
Mój Środkowy powinien się urodzić w Azji. Nie uznaje chleba, za to zapycha się ryżem i twierdzi, że to jest to. Mogę tylko opuścić bezradnie ręce patrząc, jak sam gotuje kolejne porcje. Bo porządki po tej prostej czynności wg niego to łatwizna, ale ja się nieźle napracuję usuwając resztki klejącej cieczy spod palnika. Jeśli do ryżu zrobię coś a la chińskiego - pełnia szczęścia! Np. wieprzowinę z zielonym ogórkiem.
"Wieprzowina z zielonym ogórkiem"
-1/2 kg polędwicy wieprzowej
- 2 ząbki czosnku
- 2 cebulki
- 1 ogórek zielony
- kawałek imbiru
- 3 łyżki oleju
- 3 łyżki sosu rybnego /sklepy azjatyckie bądź supermarkety?
- 3 łyżki sosu ostrygowego
- 1 łyżka cukru
- 2 ubite jaja /niekoniecznie/
Polędwicę pokroić w cienkie plasterki, czosnek posiekać. Ogórek wypestkować i pokroić w półplasterki. Cebulę obrać i pokroić w półtalarki, imbir posiekać.
Podsmażamy czosnek na oliwie, dodajemy mięso. Dokładamy ogórek, cebulę i imbir. Na drugiej patelni rozpuścić masło i zamieszać dwa jaja. Dodać je do mięsa, posolić, popieprzyć.
Podawać oczywiście z białym ryżem!
sobota, 13 listopada 2010
Piernik Oli
Kiedy wróciłam z podróży, czekała mnie super - niespodzianka. Po domu snuł się cudowny zapach cynamonu zmieszanego z pieczonymi jabłkami. Ola upiekła na mój przyjazd piernik... Mówi, że nazywa się "amerykański". A że wracałam z Londynu, nic dziwnego, że ucieszyło mnie naprawdę smaczne ciasto ;)
Piernik Oli
-1.5 szklanki cukru
- 3 jaja
- szklanka oleju
- 3 szklanki mąki pszennej
- 1 łyżka cynamonu
- 1 łyżka kakao
- 1 łyżeczka sody
- 1/2 kg jabłek pokrojonych w kosteczkę
- 100g posiekanych orzechów
- 100g rodzynek
Jaja ubić razem z cukrem. Pomału wlewać olej, dalej ubijając.
W misce zmieszać suche składniki i wymieszać je delikatnie z ubitymi jajami. Wsypać jabłka, orzechy i rodzynki.
Wlać do podłużnej formy wyłożonej papierem do pieczenia i wstawić do piekarnika nagrzanego do 180st C. na godzinę.
Pachnie przepięknie!
Babka drożdżowa codzienna - moja ulubiona
Nie wiem dlaczego przepis na tę babkę zrobił wśród moich znajomych taką karierę, ale naprawdę zrobił. I to międzypokoleniową. Znajomy Profesor twierdzi, że tak smakowało ciasto Jego babci. A inni, że tak powinna smakować babka. A przepis na nią jest bardzo prosty. Tylko mój Najmłodszy twierdzi, że to ciasto smakuje tylko z małej foremki. Z dużej jest okropne:))) No to odlewam dla niego troszkę do mniejszej. Zawsze działa.
"Babka drożdżowa codzienna"
- 1 kg mąki pszennej
- 8 żółtek
- 9 łyżek cukru
- 1/2l mleka
- 3/4 kostki masła
- kostka drożdży /10dag/
- ew. kieliszeczek spirytusu lub innego alkoholu
Do ciepłego mleka wkruszyć drożdże. Posypać łyżeczką cukru. Wsypać mąkę do miski. /Albo malaksera z mieszadłami, też wyjdzie./ Wbić żółtka, dodać cukier, po chwili dodać mleko z drożdżami. Wyrabiać tak, żeby jak najwięcej powietrza dostało się do środka. Wlać alkohol i ew. jakiś zapach, np. waniliowy. Na końcu dołożyć rozpuszczone masło, a kto lubi - garść rodzynek. Odstawić pod przykryciem do wyrośnięcia w ciepłym miejscu. /Moja kuchnia jest wystarczająco ciepła i po 45 min ciasto czeka na przełożenie do formy./ Kiedy ciasto podwoi objętość przełożyć je do nasmarowanej i wysypanej formy. Z tej ilości wychodzą dwie foremki babkowe. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 140-150 stopni. Piec w tej temperaturze przez ok. 15 min, a potem podnieść ją do 190 st i czekac jeszcze ok. 20-25 min, aż ciasto się zezłoci. Najlepiej sprawdzić patyczkiem, czy jest już suche. Dużo zależy od wielkości formy, w której je pieczemy.
Pyszna i do porannej kawy i do popołudniowej herbatki:).
poniedziałek, 8 listopada 2010
A na piątek - rybka w sosie młynarza!
Ten przepis jest jednym z pierwszych, które przećwiczyłam pod okiem Pascala, który jeszcze wtedy nie był TYM Pascalem. Jest prosty i smaczny, dlatego chętnie się nim posiłkuję, kiedy jestem "w biegu", jak dziś:) Oryginalnie dopasowany jest do okonia, ale ja tak samo traktuję dorsza i przypuszczam, że każda biała ryba będzie wdzięczna za takie potraktowanie...
Ryba w sosie "meunier"
- filety z ryby
- cytryna
- pęczek posiekanej zielonej pietruszki
- masło - 1/4 do 1/3 kostki
Filety z ryby obsmażyć na patelni - można jeszcze dopiec w piekarniku, żeby nabrały chrupkości.
Na patelni rozpuścić masło. Na gorące! wcisnąć sok z całej cytryny, wsypać zieloną pietruszkę. Posolić i zestawić z ognia.
Na talerzu układamy rybę, polewamy sosem i gotowe!
Nostalgiczny kurczak po meksykańsku
Babcia Helena mieszkała nad morzem. Oznaczało to, że co roku moje wakacje też przebiegały nad morzem. Pewnie, że nie narzekałam. Moim jedynym związanym z tym zmartwieniem było to, że po każdych wakacjach domowa waga jęczała z rozpaczy na mój widok. Ja też jęczałam i przechodziłam na cudowne diety, które wówczas - o dziwo - działały:). Nic dziwnego, kuchnia babci była obfitująca w radosne niespodzianki od samego rana, a że były to pyszne niespodzianki:)))?
Jeden pokój babcia podnajmowała letnikom. Pewnego lata zjechała do niego aktorka Maja z koleżanką. Niestety, byłam za młoda, żeby zapamiętać jej nazwisko, a żałuję! Wiem, że wyjechała potem do Ameryki... Pani Maja kochała gotować. Razem z moją Babcią i ciocią Halą urządzały codzienne uczty kulinarne. Stół skrzypiał zastawiony przysmakami, mimo że były to jeszcze czasy, kiedy trudno było zdobyć różne produkty. Wiele potraw z tego czasu weszło na stałe do repertuaru mojej rpodziny. Wiodącą jednak stał się kurczak po meksykańsku.
"Kurczak po meksykańsku"
- kurczak w kawałkach, wg potrzeb
- sok z 1-2 cytryn
- czosnek -2-3 ząbki
- koperek
- olej do smażenia
- sól, pieprz
Kawałki kurczaka układamy w naczyniu, zalewamy wyciśniętym sokiem cytrynowym, posypujemy posiekanym czosnkiem i wstawiamy do lodówki na kilka godzin, a najlepiej na noc.
Na patelni rozgrzewamy olej, smażymy kurczaka z obu stron, układamy na nim gałązki koperku, solimy i pieprzymy. Podlewamy odrobiną wody /albo białego wina/ i dusimy pod przykryciem dobre 20 min.
Kurczak jest przyjemnie ostry w smaku, choć nie wiem, czy w Meksyku znają taką potrawę. Bo np. Grecy nigdy nie słyszeli o rybie po grecku...
Kulebiak z kapustą na wspominanie pól ogołoconych...
Taaak. Mogę się odchudzać, ograniczać cukry, mąki i co tam jeszcze. A jak poczuję zapach ciasta drożdżowego... to i tak wiem, że się złamię. Nawet nie próbuję podejmować ze sobą dyskusji. I wcale to nie musi być słodkie ciasto. Może być nafaszerowane choćby kapustą. Obojętnie: słodką czy kwaśną. I tak cudnie pachnie!
"Drożdżowy kulebiak faszerowany kapustą".
- pól kilo mąki
- pól opakowania drożdży / niecałe 5dag albo paczka suchych/
- szklanka mleka
- 3 żółtka
- 1/3 kostki masła lub margaryny
Farsz:
-główka białej kapusty, poszatkowanej w małe kawałki
- 3 jaja pokrojone na twardo w małą kostkę
- sól, pieprz
-ew. posiekany koperek
Kapustę wrzucamy do garnka na rozgrzany olej, krótko przesmażamy i dolewamy tyle wody, żeby się dusiła. Solimy i pieprzymy do smaku. Kiedy przestygnie, dodajemy jaja oraz ew.koperek/ja lubię, dzieci nie:)/
Ciasto:
Do miksera z mieszadłami /albo do miski, można i ręką/ wsypujemy mąkę, dodajemy jaja i wlewamy ciepłe mleko z rozpuszczonymi w nim drożdżami z łyżką cukru. Mieszamy najpierw na szybkich, potem na wolniejszych obrotach. Pod koniec wlewamy roztopione masło. Jeśli jest za mało mąki - dosypać. Ciasto musi być lekkie i sprężyste, ale musi się potem dać uformować w rękach bądź rozwałkować. Zostawiamy do wyrośnięcia.
Kiedy wyrośnie, najlepiej rozwałkować na stolnicy na prostokąt i włożyć delikatnie do podłużnej foremki tak, żeby zwisało po bokach. /Ja nie znoszę sprzątać stolnicy, więc rozciągam ciasto w rękach. Ale trzeba uważać, żeby się nie przerwało./ Napełniamy foremkę farszem z kapusty i przykrywamy od góry zwisającym ciastem. Smarujemy roztrzepanym jajkiem albo skondensowanym mlekiem. Wstawiamy do nagrzanego piekarnika na 180 st.C i pieczemy. U mnie było gotowe po 40 min.
I zjedzone po 2 godzinach!
Kotleciki cielęce w rozmarynie
Nie jestem wegetarianką, ale kupując cielęcinę mam tzw. moralne rozterki. W końcu jestem mamą i świadomość, że kupując mięso młodych zwierzątek daję zezwolenie na ich zabijanie przeważnie mnie powstrzymuje od tego kroku. Jednak tym razem było późno, mięso w sklepie wyglądało na przebrane i tylko ta nieszczęsna cielęcina wyglądała apetycznie. A w domu czekały na mnie moje własne, głodne cielątka. No i złamałam się! Efektem było naprawdę smaczne danie, ale skrupuły pozostały...:)
"Kotleciki cielęce w rozmarynie"
- kilka kotlecików cielęcych, np. z "górki cielęcej"
- olej
- czosnek
- rozmaryn posiekany
- sól i pieprz
To naprawdę proste danie w wykonaniu. W miseczce mieszamy sól, pieprz, posiekany czosnek i rozmaryn. Obtaczamy w tym kotlety i zostawiamy na chwilę. Na patelni rozgrzewamy olej. Wkładamy kotlety i smażymy po 4-5 min. z każdej strony. Uwaga: można je przewracać tylko raz!
No i już.
Białe kiełbaski pieczone w piwie z miodem.
Nie wiem, dlaczego biała kiełbasa nie cieszy się u nas w domu popularnością. Dzieci się krzywią, bo niesmaczna /?/, mąż się krzywi, że niezdrowa. Ale jest jeden sposób, który kończy wszelkie dąsy i pacyfikuje krzywe miny. To wtedy, kiedy z piekarnika wydobywa się aromat kiełbaski pieczonej w miodzie i piwie.
"Białe kiełbaski pieczone w piwie pod kołderką z porów"
- biała kiełbasa
- mała puszka piwa
- miód
- garść rodzynek
- 1 por
- ząbek czosnk
- rozmaryn bądź tymianek
-sól, pieprz
Surową białą kiełbasę nakłuwamy wykałaczką i układamy ją w naczyniu do zapiekania wysmarowanym porządnie masłem. Nalewamy piwo do 1/3 wysokości kiełbasy. Posypujemy rodzynkami i polewamy miodem, wg uznania. Na patelni przesmażamy na oleju pora pokrojonego w plasterki wraz z posiekanym czosnkiem. Posypujemy go tymiankiem bądź rozmarynem, solimy, pieprzymy.
Kiełbasę przykrywamy kołderką z pora i wstawiamy ją do piekarnika nagrzanego do 150 st.C na 15 min, potem podnosimy temperaturę do 180 st i czekamy jeszcze ok. 20 min.
Warto!
niedziela, 7 listopada 2010
Pyzy drożdżowe Cioci Marylki
Byłam straszliwym niejadkiem. Może dlatego, że ciągle próbowano mnie nakarmić. Ale były trzy potrawy, które jadłam bez szemrania. Jedną z nich były pyzy cioci Marylki. Były dla mnie wielką atrakcją i potrafiłam wcisnąć ich 5 do żołądka, który jeszcze wtedy nie był taki rozciągnięty jak dziś... Przez lata przygotowanie tych pyz stanowiło dla mnie tajemnicę. Pewnie dlatego, że nie radziłam sobie z ciastem drożdżowym. A do tego wydawało mi się, że potrzeba na nie mnóstwo czasu. Dopiero potem zrozumiałam, że czasem szybciej można zarobić pyzy, niż obrać ziemniaki.
"Pyzy drożdżowe Cioci Marylki"
-1 kg mąki
- 1/2 l mleka, ciepłego
- opakowanie drżdży /10dag/
- 3 jaja
- łyżka cukru
- łyżeczka soli
A teraz zacytuje ciocię Marylkę:
- Co ty opowiadasz, Ewuniu. To takie proste. Zobacz, wsypuję mąkę do miski, po wierzchu sypię drożdże, a na nie trochę cukru. Wlewamy ciepłe mleko i wbijamy całe jaja. Masz firlejkę? /kopystka :)/ Musimy wymieszać produkty i tak energicznie podbić ciasto firlejką, żeby weszło dużo powietrza. Wiesz, pyzy będą puszyste. Postawiłaś w garnku wodę? Musi cały czas wrzeć. A teraz zobacz: kończę wyrabiać ciasto ręką, niech sobie teraz podrośnie, to naprawdę zajmuje chwilkę. Masz taką przykrywkę na patelnię, żeby tłuszcz nie pryskał? Tak? To świetnie. Gdybyś nie miała, musiałybyśmy tak jak kiedyś obwiązać garnek gazą albo ścierką. O, patrz, ciasto urosło. Urywaj małe kawałki i turlaj w ręku małe kuleczki. Zanim skończymy je robić, pierwsze wyrosną na tyle, że będą gotowe do parowania. O, widzisz? Możemy je kłaść na parze. Zmieściło się akurat pięć. Teraz musimy je przykryć drugim pasującym garnkiem albo jakąś miską. Te pierwsze musimy parować 8 min. Kolejnym starczy już mniej czasu, sama zobaczysz.
I rzeczywiście, uwinęłyśmy się szybciutko z całą robotą. Mnie się wydawało, że ciasto rośnie Cioci w rękach. Potem już wielokrotnie robiłam pyzy samodzielnie, bo żadne z moich dzieci nie potrafi się oprzeć ich urokowi. Cudownie smakują jako dodatek do mięs pieczonych z sosem. najlepiej do zwykłej pieczeni wołowej, z której wycieka taki brunatny sosik :) A do tego duszona czerwona kapustka... Taki niedzielny obiad wielkopolski:)))
sobota, 6 listopada 2010
Ciasteczka waniliowe Kornela ulubione
Na hasło: pieczemy ciasteczka! generalnie następuje ożywienie w rodzinie. Mąż się cieszy, bo będzie mógł marudzić, że znowu naprodukowałam niezdrowe rzeczy, ale w kąciku zje wszystko. Dzieci się cieszą, bo będzie zabawa z foremkami. Ja się cieszę, bo oni się cieszą. Euforia trwa do zapełnienia ciasteczkami pierwszej blachy. Potem mąż znika... gdzieś... dzieci znikają pod komputerem... A ja zostaję... z tymi foremkami. Na szczęście moje dwa koty są wiernymi towarzyszami i do ostatniej blaszki grzeją się w cieple piekarnika i waniliowego zapachu...
"Ciasteczka waniliowe ulubione Kornela"
- 25 dag mąki
-buteleczka zapachu waniliowego - ta większa
- 150 ml kremówki
- 18dag masła
- 7.5 dag cukru
- mleko skondensowane do smarowania
Do miksera z mieszadłami wrzucić masło i cukier. Ucierając dodać śmietankę, mąkę i zapach. Wyrzucić na folie, zawinąć i włożyć na godzinkę do lodówki. Wyjąć, wałkować na podsypanej mąką stolnicy i wycinać wzory. Te ulubione:) Posmarować mlekiem przy pomocy pędzelka. Piec ok. 9-12 min przy 180 st.C. Muszą być lekko złociste.
Mój niejadek, Kornel, potrafi zjeść niezłą ilość tych ciasteczek. Na zapłakaną, jesienną pogodę - idealne!
piątek, 5 listopada 2010
Zupa z dynii jak natura stworzyła.
Sposobów gotowania zupy dyniowej jest tyle, ile gospodyń domowych . Tak myślę. Sposobów podania też kilka. Dla mnie najzabawniejszy i jednocześnie elegancki jest ten, który poznałam biegając na kursy do Kurta Schellera. Patrzył na nas, zebrane kobietki, pobłażliwie, słuchając naszych opnii, jak serwować taką zupę. Poczym poszedł po średniej wielkości dynię i pokazał swoją metodę.
"Zupa z dynii jak natura stworzyła"
- dynia
- śmietanka czyli kremówka
- gałka muszkatołowa
- sól, pieprz
- ew. białe wino
Odkrajamy z dynii "czapeczkę" i czyścimy z pestek i sznurków. Wlewamy do niej śmietankę do 3/4 wysokości, dodajemy gałkę, sól, pieprz. Przykrywamy "czapeczką" i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180st. C. Czekamy, aż dynia będzie lekko miękka. Co jakiś czas wysuwamy dynię i podkrawamy w środku rozmiękły miąższ uważając, żeby nie przedziurawić skórki!
/Na początku można dodać też białe wino, żeby zupa nie była taka kaloryczna. Chyba, że robimy ją specjalnie dla gości. ;)/
Na końcu miksujemy zawartość dynii, wstawiając do niej końcówkę miksera i podajemy w całości na stół. Pięknie wygląda, jak jeszcze posmarujemy ją nieco tłuszczem dla połysku i posypiemy czerwonym pieprzem.
A poza tym jest pyszna. Zresztą ja zjem wszystko, co ma w sobie gałkę muszkatołową. Jak udało mi się być chwilkę w Indiach to mi tam powiedziano, że to jedyny kraj, w którym rośnie gałka. Ale przyznaję, że nie sprawdziłam tej informacji, więc dzielę się ną tylko tak ciekawostkowo...
czwartek, 4 listopada 2010
Łatwy piernik Kuzynki Hanki
Fe, za oknem od rana widzę to, co zapowiadali od miesiąca. Mżawkę niesioną wiatrem. Zmobilizowałam się natychmiast, żeby ocieplić trochę atmosferę. Poranny pośpiech nie sprzyja skomplikowanym przepisom, więc sięgnęłam po ten na piernik mojej kuzynki Hanki. Dzieli nas niecały rok, więc wspólne dzieciństwo upłynęło nam na burzliwie okazywanych uczuciach. Radosnych powitaniach, zażartej walce o zabawki i czułych pożegnaniach. W miarę dorastania emocje opadały, żeby przejść do przyjaznych rozmów i wymiany przepisów. Ten na piernik był pierwszym, jaki dostałam. Chyba jest udany, bo wiele moich koleżanek, którym go przekazałam, piecze ten piernik /hej, Magda!/ nie tylko na co dzień, ale także na Święta.
"Łatwy piernik Kuzynki Hanki"
- 4 jajka
- 10 łyżek cukru
- 1/2 kostki tłuszczu
- 1/2 powideł
- 40 dag mąki
- 3 łyżeczki cynamonu /ew. przyprawa do piernika/
- 1 szklanka mleka
- 3 łyżki kakao
- 2 płaskie łyżeczki sody
W mikserze ucierać tłuszcz z cukrem, dodać jaja. Dorzucić mąkę i powidła / powinny być gęste./ Dodać cynamon, mleko, sodę i kakao. Przelać na wysmarowaną, wysypaną formę i wstawić do nagrzanego piekarnika na ok. 175 st. C. Mój piernik był gotowy po 40 min.
I już!
środa, 3 listopada 2010
Kurczak w curry - samo zdrowie.
Najgorzej, jak facet wie lepiej ode mnie, co ugotować na obiad. Tzn. nie jest źle, jeli idzie do kuchni i szykuje ten posiłek. Gorzej, jak za mną chodzi i marudzi. "Dlaczego jemy tak mało potraw z kurkumą? Czytałem, że ta przyprawa to samo zdrowie. Kupiłaś kurkumę? A kiedy zrobisz?"
Pewnie, że kupiłam. Ja jedną, a on dwie. Nie zostało mi nic innego, jak zajrzeć do kuchni włoskiej i znaleźć przepis na kurczaka w curry. Na szczęście danie okazało się smaczne, więc chętnie się podzielę przepisem.
"Kawałki kurczaka z curry"
-dwie piersi kurczaka pokrojone w niewielkie kawałki
- mąka
- olej do smażenia
- 1 biała cebula pokrojona w paski
- 1/2 szklanka koniaku lub brandy
- 1/2 szklanka smietanki
- 1 łyżeczka sproszkowanego curry
Kawałki kurczaka obtoczyć w niewielkiej ilości mąki. Na patelni rozgrzać olej, wrzucić cebulę, krótko smażyć i dodać mięso. Po 3 min. wlać koniak. Niech trochę odparuje, a wtedy dodać śmietanę i curry. Dusić na małym ogniu przez 20 min, częściowo pod przykryciem, żeby sos mógł odparowywać.
Podawać z zielonym groszkiem - rzeczywicie pysznie się komponuje!
wtorek, 2 listopada 2010
Wafle przekładane masą cioci Isi
Mam chyba słodki ciąg. Niedobrze. Potem będę musiała znowu z panem Montignac"iem mieć dłuższą randkę. Ale póki co... Ten stary, prosty przepis służył mi przez wiele lat. Kiedyś popularne wafle trafiły do szuflady zapomnienia. A przecież są łatwe w przygotowaniu, trwałe i smaczne! Robię do nich masę wg przepisu mojej cioci Isi. Co prawda ciocia jest leworęczna i kręci ją w przeciwną stronę niż ja, ale nie zauważyłam różnicy w smaku;).
"Wafle przekładane masą cioci Isi"
- opakowanie suchych wafli
- kostka miękkiego masła
- trzy żółtka / parzymy skorupki! /
- olejek migdałowy
- sparzona cytryna
- cukier puder wg uznania
- powidła śliwkowe lub inny kwaskowy dżem
Masło wkładamy do garnka lub naczynia, w którym wygodnie będzie je ucierać mikserem z końcówką do robienia masy. /Można ręcznie utrzeć w makutrze, to dopiero jest zabawa!/. Wsypujemy cukier puder - trudno określić ilość. Ja zaczynam od pół szklanki, a potem sprawdzam organoleptycznie, czy masa jest dość słodka. Ucieramy wszystko razem, dorzucając kolejno żółtka. Na końcu dodajemy kilka kropli zapachu i ostrożnie, żeby nie zwarzyć masła, wkrapiamy sok z cytryny. Tu też musimy sami próbować, ale jedna cytryna to aż za dużo.
Smarujemy masą wafle, na zmianę z powidłami. Ja lubię powidła, bo są kwaskowe i są świetną przeciwwagą do słodkiej masy. Na ostatnim waflu kładziemy ścierkę lub duży arkusz papieru i na godzinę obciążamy przełożone wafle dużą książką. Dobrze sprawdza się encyklopedia lub jakaś kucharska.
poniedziałek, 1 listopada 2010
Biszkoptowa rolada babci Heleny
Nikt nie robił takiego ciasta biszkoptowego jak babcia Helena. Ale z niej to był twardy zawodnik. Żadnych mikserów, tylko miska ustawiona na garnku z gotującą się wodą i ubijanie sprężynką przez 20-30 min. Ale też ciasto było delikatne i rozpływało się w ustach. Moja sprytna rodzinka przekonała mnie już w wieku dziecięcym, że też robię wyśmienite biszkopty. Ha, ha. To oznaczało, że byłam wytypowana do ich pieczenia na Święta i bez okazji też. Ale dzięki temu uwierzyłam, że biszkopt wychodzi zawsze. Wiara czyni cuda, więc nie pamiętam, żeby mi się nie udał. Brakuje mi jednak cierpliwości mojej babci, więc większość prac odwala za mnie zwykły ręczny mikser.
Dzisiaj też, gnana wspomnieniami, znalazłam się w kuchni, żeby upiec takie ciasto, jakie robiła Moja Babcia.
"Rolada biszkoptowa z jabłkami."
Ciasto na jedną blaszkę:
-5-6 jaj
-3/4 szklani mąki pszennej + prawie 3/4 szklanki mąki ziemniaczanej
- niepełna szklanka cukru
- łyżeczka proszku do pieczenia
-2-3 łyżki oliwy
- olejek zapachowy, migdałowy najlepszy
Nadzienie:
Na oko 1-1.5 kg jabłek obrać, pozbawić pestek, zetrzeć na dużych oczkach tarki bądź w mikserze. Wrzucić do garnka, poddusić dosypując ewentualnie cukru do smaku oraz cynamonu dla zapachu.
Nagrzać piekarnik na 175 st.C. Mąki wymieszać ze sobą i z proszkiem do pieczenia. /najlepiej je przesiać/. Oddzielić żółtka od bialłek. Do garnka wlać białka i ubijać je mikserem na najwyższych obrotach, dosypując na zmianę cukier i żółtka. Poczekać, aż masa zbieleje, dodać zapach i oliwę. Delikatnie wymieszać z mąką i przelać do nasmarowanej i wyłożonej papierem blachy. Delikatnie wygładzić i piec. To nie zajmuje więcej niż 20-25 min. Ciasto musi być delikatnie złociste, a patyczek po włożeniu pozostaje suchy.
Wyjąć ciasto z piekarnika i od razu, na gorące, wylać masę jabłkową i rozprowadzić. Zwijać w rulon pomagając sobie papierem, który jest pod ciastem. Moja babcia brała po prostu czystą ścierkę i przy jej pomocy rolowała tak ciasto, że w końcu w niej pozostawało do ostygnięcia.
Pokroić na plasterki i zajadać. Jest naprawdę pyszne!
PS. Oczywiście jabłka można zastąpić powidłami czy jakimkolwiek innym smacznym dżemem ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)