piątek, 2 września 2011

Sushi Anity

Anita zaprosiła nas na sushi. Nas, czyli baby... Myślałam, że będziemy same skręcały ten ryż w glonach i nawet byłam zaskoczona nieco lodowatym głosem Anity, kiedy spóźniałam się akademickie 15 min ;).
Ale po wejściu do jej mieszkania zrozumiałam całkowicie niezadowolenie gospodyni. Sushi nie tylko było gotowe, ale aż rwało oczy różnobarwnymi kolorami i sposobem ułożenia. A do tego miało takie wymyślności zawinięte w sobie, jak kawałki rzepy czy kwiatu lotosu. Nic dziwnego, że długo nie mogłam się od niego oderwać... ;)))









"Sushi"

Paskal mi kiedyś powiedział, że sekret dobrego sushi tkwi w odpowiednim przygotowaniu ryżu. Nie dość, że powinniśmy kupić odpowiedni gatunek, to wcześniej powinniśmy ten ryż dłuuuugo płukać pod bieżącą zimną wodą. Najlepiej godzinę albo dłużej... I faktycznie stał przy kranie i płukał ryż mieszając go dłonią pod strumieniem chłodnej wody. Od samego patrzenia robiło się zimno. Ale potem już można ten ryż ugotować. Wody powinno być o połowę więcej niż ryżu. Kiedy będzie gotowy, czekamy aż ostygnie, co zabiera sporo czasu.
Na specjalną drewnianą matkę kładziemy NORI czyli glony morskie, mokrymi dłońmi nakładamy na nie ryż na wys. 0.5 cm, ale tylko do połowy jego powierzchni. Można go posypać ziarnami sezamu. Na powierzchni nori nie pokrytej ryżem układamy to, co lubimy. A więc pasek surowej ryby, avocado bez skóry, zielony ogórek w paseczkach. Można rozsmarować serek philadelfia, położyć kawałki kwiatu lotosu czy marynowanej rzepy.
Teraz zwijamy wszystko przy pomocy maty jak najściślej zaczynając od części bez ryżu. Kiedy rolki są gotowe kroimy je jak najostrzejszym nożem na 1-cm plastry.
I tak powstają najprostsze maki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz