sobota, 1 stycznia 2011

Zapachy z podróży


Nie wierzę, że chce się komuś dzisiaj gotować. Ja wolę wypić herbatę. Głaszcząc koty, gapiąc się w komputer... Ostatni tydzień spędziłam w Singapurze. Wypadkowa splotu wydarzeń :). Ależ tam mają kuchnię! Niby czubek Malezji, a jaka mieszanka kulturowa. "Mała India". "Mała China". Dzielnica arabska. No i oczywiście pełno europejskich podróbek. Tymi się nie zajmowałam. Biegałam z moją córką od ryneczku do ryneczku, odwiedzałam targowiska. Szczęśliwie Singapur to pewnie najczystsze miasto na świecie. Można jeść wszędzie i wszystko... No to jadłyśmi i piłyśmy. A że jednym z czterech obowiązujących języków jest angielski?... Dowiedziałyśmy się, jak dania przygotowywać. I pewnie w kolejnych dniach się tym podzielę ;)))

2 komentarze:

  1. jaka miła wypadkowa splotu wydarzeń - czekam na przepisy, opisy i zdjęcia :) pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam niecierpliwie na przepisy, a jeszcze bardziej na relację - to jedna z moich ulubionych kultur :)

    OdpowiedzUsuń