sobota, 8 stycznia 2011
Chruściki czyli faworki
U mojej babci w domu to się nazywało chruściki. Jak pod Wilnem obowiązywało. Od kiedy mieszkam w Warszawie, smażę chruściki, ale kupuję faworki. Inaczej w sklepie najczęściej nie rozumieją, o co proszę. Pod obiema nazwami kryje się to samo. A podaję przepis, który dostałam od kucharza Artura, szefa kuchni jednego z hoteli, tylko niestety nazwiska już nie pamiętam :))).
"Faworki"
- 300g mąki
- 6 żółtek
- 2 łyżki cukru pudru
- 2 łyżki śmietany
- 2 łyżki masła
- 1 łyżka spirytusu
- sól
500g oleju lub smalcu do smażenia
- cukier puder do posypania
Wszystkie składniki mieszamy dbając o jednakową temperaturę produktów. Lekko schładzamy. Następnie wałkujemy na podsypanej mąką stolnicy, wycinamy podłużne paski, przecinamy na środku, przeplatamy i smażymy zanurzone w tłuszczu. Obracamy. Osączamy na papierowych ręcznikach, posypujemy cukrem pudrem. Zjadamy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
chruściki!
OdpowiedzUsuńwidać, że karnawał w pełni ;]
U mnie mówi się chruściki. Dziś będe smażyć....www.ja-w-kuchni.bloog.pl
OdpowiedzUsuńu mnie mówi się faworki, ale mniejsza z nazwą. uwielbiam je!
OdpowiedzUsuńU mnie się mówi i chrust i faworki :)
OdpowiedzUsuń