piątek, 15 października 2010

Piątek.

Nie podaję w piątek mięsa. Nie uważam, że jest to jakieś szczególne wyrzeczenie, bo jest mnóstwo dań bezmięsnych, które swoim wyrafinowaniem przewyższają każdego zwierzęcego trupa. Ale jakoś lepiej się czuję, wiedząc, że tak postępowała moja babcia. I jej mama. I jej babcia. Jakaś tradycja musi być zachowana, a ja cenię sobie określoną powtarzalność. Daje mi poczucie bezpieczeństwa. Co nie zmienia faktu, że nie chcę co tydzień robić na obiad placków ziemniaczanych - chociaż jestem ich fanką - czy naleśników z serem.
Nie wiem, czy to przypadek czy przeznaczenie, ale dzisiaj rozwiązanie przyniosła mi lektura pism kobiecych. Aż się uśmiechnęłam, widząc przepis na:


"Risotto czosnkowe z rozmarynem"

Przede wszystkim kilka dużych ząbków czosnku kropimy oliwą, solimy, pieprzymy, zawijamy w folię aluminową i przez 20 min podpiekamy w piekarniku. W sporym rondluszklimy na oliwie cebulę, dodajemy czosnek i posiekane gałązki rozmarynu. Po 2-3 min wsypujemy ryż i podlewamy bulionem / z kostki też się uda ;) /. Czekamy, aż ryż wchłonie bulion i dodajemy kozi twarożek i ewentualnie jeszcze trochę rozmarynu. Tarty parmezan mile widziany. Dosoli, dopieprzyć. Do tego można osobno upiec w piekarniku kilka kozich serów typu camembert skropionych oliwą, żeby je podać z risottem.


ja tak zrobiłam i nie żałowałam. Mój starszy syn przyszedł do kuchni zwabiony zapachem i pochwalił. Młodszy wrócił ze szkoły napchany po uszy śmieciami, które trafiły mu się z okazji dnia "kuchni międzynarodowej", który świętowali w szkole. Fajny zwyczaj, tylko na szczęście trafia się raz w roku. Wyciągnęłam z jednej kieszeni kurtki okruchy sękacza, a z drugiej - o dziwo - roztopioną kinder-niespodziankę. Podobno to wyrób włoski? Sądząc po nazwie, przypisałabym mu inne pochodzenie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz