Sobota była pasmem przyjemności. Także kulinarnych. Przyjechali nas odwiedzić moi rodzice, więc korzystając z słonecznej pogody pojechaliśmy coś skonsumować na Stare Miasto. Magda, moja ulubiona profesor od fortepianu, poleciła nam żydowską knajpkę "Pod Samsonem". Na szczęście zrobiliśmy rezerwację, bo o stolik tam niełatwo. Nawet wiem, dlaczego. Kuchnia okazała się niewydumana, a smacznie doprawiona i w przyzwoitej grupie cenowej. Jak ją jeszcze podlaliśmy zacnym winkiem, to świat pokraśniał dookoła i było bardzo przyjemnie.
Wieczorem poszliśmy się żegnać z Joasią i Andrzejem, którzy opuszczają Polskę na czas jakiś. U nich dominowała kuchnia francuska, wytworna w swoich nietypowych połączeniach.
Ale dzisiaj... Rodzice wyjechali, słońce zaszło i już niefajnie patrzeć przez okno. Zrobiłam porządki w kuchni i całe szczęście. Na targu w Konstancinie skusiłam się wczoraj na pół kilo żurawin... Leżały sobie dorodne, czerwone i zapomniane w papierowym worku. Nalewkę na żurawinie już zrobiłam... Ale moja babcia robiła z niej na Wigilię najlepszy kisiel na świecie. Wymaga więcej pracy, niż ten z torebki, ale jaki smak i ile witamin!
Użyłam:
- pół kilo żurawin
- 2 l wody
- 4/5 łyżek stołowych cukru
- dobre 4 łyżki stołowe mąki ziemniaczanej
Wodę zagotować, wsypać żurawiny, gotować je ok.pół godziny. Przecedzić nad sitem nad drugim garnkiem. Owoce przetrzeć przez sito za pomocą łyżki, to naprawdę łatwe. Postawić ponownie do gotowania, wsypać cukier. Mąkę ziemniaczaną rozmącić w szklance wody, wlać do soku z żurawin. Mieszać, czekając aż zgęstnieje. Rozlać do salaterek i już. Pychotka. Można polać śmietanką lub skondensowanym mlekiem. Oczywiście, jak już ostygnie!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń