sobota, 30 października 2010

Faceci są okropni- dorsz na obiad!


Kocham sobotnie wyjazdy na rynek w Konstancinie. Jest ogromny, zapchany straganami i co najważniejsze, można na nim znaleźć wszystko! Czasami wędruję sobie po nim dla rozrywki i podziwiam. Wędki, koła do rowerów, lornetki, ubrania za 2 złote, starocie, meble, ścierki za złotówkę. A na okrasę jaja, warzywa, chleb i wszystko to, co na tym rynku powinno się znaleźć. Czasami - tak jak dzisiaj - towarzyszy mi mój życiowy wybranek, czyli mąż. Wszystko dobrze, kiedy pamięta, że jest ze mną w roli siły pomocniczej, czyli tragarza. Gorzej, jeśli przed wyjściem z domu go nie nakarmię. Wtedy staje przy każdym straganie i jęczy: "Śledzie! kup koniecznie. O, ryby, kup ryby! To samo zdrowie, takie ryby!". "Kochanie - tłumaczę cierpliwie. - W środę też kazałeś zrobić ryby. W ostatnią sobotę także. I jeszcze tydzień wcześniej.". "Tak? - zaperza się mój wybranek. - Pewnie znowu chcesz mnie nakarmić jakimś mięsem To niezdrowe, takie mięso!".
Oczywiście kupiłam nieszczęsne ryby. Blade dorsze. To nic, że w lodówce dogorywa wołowina. Najważniejszy jest święty spokój. Dla niego po raz kolejny zjem ryby. Na szczęście mam przepis, który podbija serca nie tylko domowników. Znalazłam go w kuchni francuskiej.

"Dorsz po francusku"

- 3-4 płaty świeżego dorsza/albo mniej/
- 2-3 ząbki czosnku, posiekane
- oliwa
- duża puszka pomidorów bez skórki
- mąka lub bułka do obtoczenia ryby

Płaty podzielić na pół lub jeszcze bardziej, wg upodobania. Posolić, popieprzyć. Obtoczyć w mące i krótko obsmażyć na rozgrzanej oliwie na patelni. Zdjąć rybę na ciepły półmisek, a na ten sam tłuszcz na patelni wrzucić na krótko czosnek. Wylać na niego zawartość puszki z pomidorami, dosmaczyć solą i pieprzem, dorzucić porwane listki bazylii. Włożyć z powrotem rybę na patelnę i zaraz podawać.

No cóż, od obiadu mam spokój w domu.:)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz