Ha! Włosi nazywają to schiacciatine rotonde, a dla mojej prababci to były po prostu cebulaki.
Jak zwał, tak zwał. Nie ma nic lepszego na to, co tutaj mamy za oknem. Szaro, mokro, płakać się chce. Myślicie, że trzeba być Anglikiem, żeby zaczynać rozmowę od pogody?? Nie, wystarczy tu mieszkać :(.
"Cebulaki czyli schiacciatine albo odwrotnie"
- 500g pszennej mąki
- łyżeczka soli
- łyżeczki suchych drożdży /2-3 dag świeżych/
- 300ml ciepłej wody
- posiekana cebula
-posiekanych kilka listków mięty
- posiekana kolendra
- oliwa do natłuszczania
Mieszamy suche składniki, dodajemy wodę, wyrabiamy ciasto. Odstawiamy do wyrośnięcia.
Powinno być gładkie i zwarte.
Wyjmujemy na posypaną mąką powierzchnię, rolujemy wałek i tniemy na plasterki. Wychodzi 8-10. Rozgniatamy je lekko ręką i układamy na wysmarowanej tłuszczem blasze. Włączamy piekarnik i czekamy, aż trochę podrosną.
W tym czasie mieszamy w miseczce posiekaną cebulę, miętę i kolendrę. Powierzchnię placuszków smarujemy oliwą i posypujemy przygotowaną mieszanką. Pieczemy ok. 20 min przy 200st C.
świetny pomysł na obiad:) wykorzystam sobie go:)
OdpowiedzUsuńYmmm... i jeszcze barszczyk :)
Usuń